Magic school boy

urojone... urocze słowo
<z diabelskim uśmiechem wbił igłę w jego ramię z całej siły>

faktycznie, igła to zdee...
<urwał w połowie zdania. Kolejny raz tego dnia nogi się pod nim ugięły, osunął się na podłogę, uderzając mocno głową o podłogę. Strzykawki wyleciały mu z rąk>

<otworzył oczy po jakiejś godzinie, nie świeciły już tym złym blaskiem. Spróbował się podnieść, ale tylko mu pociemniało przed oczami, więc znów padł na poduszkę, złapał się tylko za głowę>
au...
co mi się stało?
<spytał ledwo przytomnie>

eh...
<westchnął i spojrzał w sufit, nagle poczuł, że kogoś brakuje, podniósł głowę i rozejrzał się>
gdzie Hekate?

Hekate, moja kotka.
<zaczął się niepokoić, zawsze była przy nim>

<usiadł na łóżku, błyskawicznie dochodząc do siebie>
jak to?
przyszła tu ze mną
<niepokoił się coraz bardziej>

<spojrzał za nim odchylając się do tyłu na krześle a po chwili wrócił do swojego zajęcia>